Po renamencie nielicznych roslinek w moim mieszkaniu postanowilam dac sobie szanse i zakupilam malutkie "drzewko szczescia" i doniczke z pakami hiacyntow. Dwa ledwno zipiace egzemplarze podrzucilam tesciowej. Jesli ona ich nie wypielegnuje pewnie zakoncza swoj roslinny zywot.
Wroce jednak do "drzewka szczescia". Nie wiem czy taka jest jego poprawna nazwa, ale wlasnie tak nazywalismy te roslinki w domu i pamietam ze dobrze im sie powodzilo u nas. Sa z rodziny kaktusowatych i nie sa bardzo wymagajace. Mam nadzieje ze z tego malenstwa wyrosnie u mnie fajne drzewko.
Teraz kolej na hiacynty. Gdy zakupilam je wygladaly tak jak na pierwszym zdjeciu. Byly chyba jednak czyms wspomagane poniewaz rozwijaly sie w oczach i w ciagu niecalego tygodnia potrafily wyrosnac i przekwitnac. A moze to moja "zla reka" do kwiatow;)
Mimo wszystko bylo warto! Mialam w domu piekny zwiastun wiosny do ktorego w poniedzialek dolaczyly slicznie kotki wierzbowe prosto z Polski. Im, i paru innym niespodziankom poswiece osobny wpis;)