Witajcie!
Wybaczcie mi proszę spontaniczną przerwę "w nadawaniu".
Na początku roku przewidywałam wiekszą ilość obowiazków, ale nie spodziewałam sie że aż tak skutecznie odciagna mnie zarówno od odwiedzin u Was jak i nowych postów na moim blogu.
Nowości z dziedziny rękodzieła rownież nie mam za wiele...
Nie jest jednak tak, że absolutnie nic ciekawego sie u mnie nie dzieje. Oj dzieje się, dzieje;)
Pomysłów na nowe i mam nadzieję że ciekawe wpisy mam.
Nie ma co jednak obiecywać, trzeba przejść do działania.
Dziś dzień kota. Na pierwszy ogień zatem portret mojej Lady Angel vel Wrzaskunek.
Jest z nami juz prawie 8 lat! Czasem napsoci, jak to kot, ale trudno sobie wyobrazić nasz dom bez tego kudłatego Szczęścia:)
Jednym z moich noworocznych postanowien było
poświecenie wiekszej ilosci czasu na czytanie ksiazek. Z radoscia donosze iż udaje mi sie ten plan w zycie wprowadzac.
Jedna z pozycji, ktore dzieki Waszym recenzjom chcialam przeczytac byl "Lunch w Paryzu" Elizabeth Bard.
Lektura byla dla mnie pewnego rodzaju porownaniem. Jako Europejka, ktora wyemigrowala do Nowego Jorku, mialam mozliwosc zapoznania sie z przezyciami Amerykanki, ktora wyemigrowala do Europy.
Z przyjemnoscia poznawalam ciekawostki z Paryza i jego mieszkancow.
Nie sposob jednak w tej ksiazce przejsc obojetnie obok przepisow kulinarnych. Wiele z nich sobie zanotowalam, a dzis prezentuje jeden z najlatwiejszych i chyba najbardziej ekspresowy w przygotowaniu.
Zielone szparagi podane z pesto i jajkiem "w koszulce".
Moja technika przygotowania jajka "w koszulce" pozostawia jeszcze wiele do zyczenia, ale jestem tak zauroczona tym daniem iz serdecznie chcialabym je polecic.
Wystarczy wrzucic szparagi na 5 minut do wrzadku, po czym rozsmarowac na nich lyzke pesto. Wedlug przepisu jajko w koszulce powinno miec plynne zoltko, ktore dodatkowo rozleje sie na szparagach.
W moim wykonaniu jajeczko jest prawie dogotowane, ale nie zmienilo to faktu, ze jest to bardzo smaczny i lekki posilek:)
Po takim daniu bez wiekszych wyrzutow sumienia mozna siegnac po cos slodkiego.
Kwasna owocowa herbatka i .... makaroniki!
Podobnie jak wielu ludziom, kojarza mi sie z kuchnia francuska.
Ciasteczka pochodza z Riviera Cafe - piekarenki na Greenpoincie. Nie jest to jakas slynna i wyszukana cukiernia, ale wiele slodkosci z ich oferty jest o niebo smaczniejsza niz te z drogich i modnych!
Moi faworyci to bladorozowe beziki z nadzieniem o smaku platkow jadalnej rozy! Mmmm....
Jakis czas temu poszukujac najslynniejszych miejsc z makaronikami w Nowym Jorku, natknelam sie na ciekawa opinie Francuza miejszkajacego w Stanach. Otoz byl on wrecz oburzony, ze za sztandarowe francuskie ciastka sa postrzegane makaroniki! Podobno sa nimi czekoladowe rogaliki z francuskiego ciasta - croissants au chocolat.
Ciekawa jestem Waszych opinii:)
Zycze udanego tygodnia i pozdrawiam!
Hallo:)to holenderskie przywitanie i tak piszemy je przez a:)Ciesze sie,ze znowu jestes:)i ciesze sie,ze przeczytalaś ta ksiażke, ja ją mam od roku ale szczerze mowiac zadnego przepisu nie przygotowalam, jeśli chodzi o jajka w koszulkach, ja nie zjem lejącego sie jajka-bo mnie obrzydzaja,ale mój mąż je uwielbia i dla niego nauczylam sie je gotować-http://www.youtube.com/watch?v=KvSnUmU509k, krotki filmik ale wszystkie triki pokazane,polecam:)tylko nie mam tych ślicznych siteczek do łowienia;)
OdpowiedzUsuńnigdy nie próbowalam prawdziwych makaroników,sama kilka razy probowalam zrobic ale mnie pokonały wiec na pewno nie moge stwierdzic,ze to francuski sztandar, zgodze sie,ze rogaliki z czekoladą sa bardziej przystępne i codziennie można je na śniadanie schrupac:)ja natomiast uwielbiam brioszki i sama je czesto robię;uwielbiam maslane ciasto, creme patissiere na bazie prawdziwej wanilii oraz dodatki, ostatnio zrobiłam część z borówkami a część z czekoladą(przepis z mojej nowej Biblii):)
Hallo Agatko:) Bardzo Ci dziękuje za filmik. Będę próbować nadal:)
UsuńChętnie bym się do Ciebie wprosiła na domowe brioszki;)
Mimio iż już tyle czytam o stylu odżywiania Francuzów wciąż nie mogę się nadziwić jak im się udaje opierać pokusie zjedzenia tylu wyśmienitych słodkości!
Fajnie, ze już jesteś. Bardzo apetyczny post - ja poszukuję takich kolorowych makaroników w Warszawie - te ciasteczka są urocze i myślę, że bardzo smaczne. Pozdrawiam cieplutki i życze udanego tygodnia. Agnieszka
OdpowiedzUsuńWitaj Agnieszko! Życzę zatem powodzenia w poszukiwaniach i smacznego:)
UsuńTobie również przesyłam cieplutkie pozdrowienia!
Olu ! pojawiasz się z wpisem w tym samym dniu co ja :))) Tyle, że smaczniejszym !
OdpowiedzUsuńKsiążki nie czytałam ale postaram się ją upolować. Czytałam wiele książek kulinarnych lecz dotyczyły głównie regionu Toskanii - teraz czas na Francję. Makaroników nigdy nie jadłam i nawet nie próbuję ich upiec bo polegnę jak nic. Może w przyszłym roku uda mi się ich spróbować bo planuję podróż po Francji.
Uściski:) i głaski dla kotka:)))
Wooow! Brydziu! Trzymam kciuki, aby plan wycieczki udało Ci się wdrożyć w życie! A potem oczywiście liczę na obszerną fotorelację z naciskiem na kulinaria:)
UsuńDowypieków generalnie nie mam ręki, zatem do takich skomplikowanych jak makaroniki nawet się nie zabieram. Poza tym jak pojdę do cukierni jest mi łatwiej się ograniczyć co do ilości;) Jak bym za dużo upiekła, to potem trzeba by to zjeść;)
Oj zjadłabym takie ciasteczko do kawy :P
OdpowiedzUsuńFajne takie kolorowe :D
Mariolu! Niestety nie zawsze tutejsze słodycze smakują tak dobrze jak wyglądają. ALE! tymi akurat poczęstowałabym Cię bez wstydu:)
UsuńA juz myslalam ze udalas sie na jakas wyczcieczke do Paryza :). Uwielbiam makaroniki, niestety u mnie ciezko jest je zdobyc :(. A kocurek jest przesliczny :)
OdpowiedzUsuńAgatko! Dziękuję za komplement dla kiciusia:) Szkoda że te ciacha muszą być przechowywane w lodówce, bo bym Ci przesłała kilka:)
UsuńKot obłędny!!!!! prześliczna mordka :)
OdpowiedzUsuńOj kusisz kusisz makaronikami :)
pozdrawiam gorąco
Dziękuję Chmurko! Ładną parkę z Boryskiem by stanowili:) Prawda?
UsuńUściski!
Miło znowu cie widziec , kotek sliczny.
OdpowiedzUsuńDziekuje za odwiedziny Luno!
UsuńPozdrawiam:)
Lady Angel jest prześliczna! Przyznam się, ze zrobiłaś mi ogromnego smaka na te makaroniki:)
OdpowiedzUsuńDziękuję Moja Droga! Jak tu się oprzeć takiemu kociakowi. Zwłaszcza jak rozkosznie mrucząc, grzeje nasze zziębnięte nogi i jest wiernym kompanem przy zimowej lekturze.
UsuńMam nadzieję,że zachcianka na takie ciasteczka już zaspokojona;)
Oleńko, jak dobrze Cię tu widzieć. Makaroniki...? hmmm nijak mi ta nazwa nie pasuje. Bardziej "tęczowe markizy", takie tęczowe na wiosnę.
OdpowiedzUsuńAch Eluniu! Każdy już chyba upatruje wiosny w czym tylko się da! Ja tylko jeszcze raz o zimie napiszę;) i też już będę wywoływać wiosnę na całego!
UsuńPozdrawiam!
Kocham te ciasteczka! Przez tydzień w wakacje mój Kochany Mąż kupował mi je na śniadanie razem z croissantami (nie umiem tego pisać), oczywiście w Paryżu !
OdpowiedzUsuńWłasnie jestem w trakcie czytanie tejże książki, bardzo polubiłam bohaterkę :)
Podobno ma powstać bądź powstał film na podstawie tej ksiązki ?
Uwielbiam szparagi :)
Koty też. Fajnie że tu trafiłam i oko moge nacieszyć tymi macaronnikami :)))
Pozdrawiam
OOO! To ramantyczne wakacje mieliście:) Ekranizację tej książki chętnie obejrzę, ale jeszcze nie znalazłam wzmianek o niej.
UsuńMiło mi Cię gościc:) Ja do Twojego kącika internetowego również trafiłam niedawno i powolutku go zwiedzam w zachwycie:)
Pozrowienia!
Witaj Olu!
OdpowiedzUsuńBardzo smaczny post. Ja chyba jakaś dziwna jestem, ale jakoś nie kojarzę tych makaroników. Croissanty natomiast oczywiście uważam za bardzo znany francuski przysmak.
Dziękuję za kursik robienia filcowych broszek. Trochę z tym czekałam, ale właśnie zrobiłam swoją pierwszą broszkę (do zobaczenia u mnie na blogu). Daleko mi do Twojej perfekcji, ale jestem zadowolona ;).
Piękny ten Twój kot Olu.
Kasiu! Przepiękna broszka! Jest mi zawsze bardzo miło, gdy widzę prace inspirowane moimi pomysłami. Bardzo Ci dziękuję za podlinkowanie instrukcji!
UsuńDziękuję za komplement dla mojego kotka i pozdrawiam!
ksiazke juz zamowilam; tych ciastek nie jadlam ani w Paryzu, ani w naszej a'la francuskiej kawiarni, az musze tam kiedys pojechac (do kawiarni blizej); mialam gdzies na nie przepis, ale jak to u mnie gdzies wsiakl :)
OdpowiedzUsuńArtdeco! Mam nadzieję że się nie zawiedziesz książką oraz że jeszcze nie raz będziesz miała okazję posmakować makaroników w samym Paryżu:)
OdpowiedzUsuńKolorowe beziki wygladaja smakowicie, szczegolnie po tym jak napisalas, ze maja nadzienie rozane :) Kojarza mi sie z Maria Antonina :) bardzo lubie crossant'y i te z czekolada i takie bez dodatkow i takie z tartym jablkiem... Obie z siostra od czasu do czasu skusimy sie rowniez pan chocolate (nie wiem czy poprawnie napisalam nazwe)... uwielbiam French pastry. Kiedys mialam szczescie byc na chwile w Paryzu i nie moglam go opuscic bez wizty w ciastkarni. Uparcie sie za taka rozgladalam. Byla z nami mama, Heniu i my. Nic a nic nie da sie porownac tych francuskich wypiekow, ktore sa tutaj dostepne z ich odpowiednikami we Francji...
OdpowiedzUsuńKotek jest sliczny :)
Ksiazka wyglada obiecujaco, zanotuje sobie tytul.
Danie ze szparagow pyszne, moj maz robi czesto poached eggs :)
Serdecznie pozdrawiam :)
Joasiu! Jakby tylko była możliwość, że przetrwają, to bym Ci te różane ciasteczka przesłała:)
UsuńPozdrawiam!
I znowu kuszenie :) Masz to tak sfotografowane że aż chce się wyciągnąć dłoń do monitora i sięgnąć po jedno :))
OdpowiedzUsuńA szparagi - uwielbiam :))
Książka dodana do kolekcji tej co trzeba przeczytać :)
Pozdrowionka :))
Częstuj się Oleńko!;)
UsuńUściski!
No nareszcie jesteś i nareszcie ja dorwałam się do komputera!:)) Już chciałam pisać maila do Ciebie, ale bałam się, że coś się może stało i nie chciałam Ci zawracać głowy. Poza tym postanowiłam, że jak popowrocie z moich ferii zimowych nie będzie nadal od Ciebie wieści, to trudno, ale głowę i tak Ci pozawracam. Cieszę się, że to tylko praca i nadmiar obowiązków. ;)
OdpowiedzUsuńZjadłabym sobie szparagi, takiego smaka mi narobiłaś, ale musze poczekać pewnie dobry miesiąc, bo u nas jeszcze nie ma.
Mnie też z Francją kojarzą się przede wszytskim croissanty.
Buziaki
Ewa