Zapraszam Was ponownie na wpis kulinarny.
Quinoa czyli komosa ryżowa to zdrowe nasionka, które ostatnio często goszczą w moim jadłospisie.
Nie będę tu rozpisywać szczegółowo o jej walorach. Dla zainteresowanych podam link do Ulicy Ekologicznej, gdzie znajdziecie wiele pożytecznych informacji.
Chciałabym natomiast podzielić się z Wami sprawdzonym przepisem na słodką i chrupiącą sałatkę na bazie ziarenek komosy.
Otrzymałam go od znajomej i już w kilku wariantach ostatnio przygotowywałam.
Komosę cenię za długo utrzymujące się uczucie sytości po posiłku i za smak, który mi przypomina troszkę gotowany mak:)
Komosę cenię za długo utrzymujące się uczucie sytości po posiłku i za smak, który mi przypomina troszkę gotowany mak:)
Przepis na słodką i chrupiącą sałatkę z komosy:
1 szklanka ziaren komosy
1 średni słodki ziemniak, obrany, pokrojony w równą kostkę
ok 4 łyżej oliwy z oliwek
1/3 szklanki orzeszków piniowych
4 łyżeczki octu jabłkowego
2 łyżeczki miodu
1/4 łyżeczki soli
1/4 łyżeczki mielonego czarnego pieprzu
1/2 łyżeczki mielonego kminku
1/2 łyżeczki mielonego cynamonu
1/3 szklanki suszonych owoców żurawiny
4 zielone cebulki, drobno pokrojone (ewentualnie szczypiorek)
Komosę gotujemy z dwoma szklankami wody. Od momentu zagotowania na wolnym ogniu ok 15 min. lub do czasu kiedy nasiona wchłoną wodę. Zdejmujemy z ognia i przykrytą ostawiamy nawet do 3 godzin. Po takim czasie jest "sypka". Idealna do sałatki.
W czasie kiedy gotujemy komosę, pieczemy w piekarniku pokrojonego w kostkę słodkiego ziemniaka.
Przyznam iż "zastąpiłam" to pieczenie gotowaniem na parze. Następnie przyrumieniłam lekko z oliwą na patelni.
Orzeszki piniowe trzeba lekko zrumienic na suchej patelni.
Z pozostałych składników robimy sos. Czyli mieszamy oliwę z oliwek, ocet, miód, sól, pieprz, kminek i cynamon.
Proporcje z przepisu dają bardzo delikatny efekt. Już za drugim podejściem podwoiłam ilość składników do sosu.
Uważam jednak że to sprawa indywidualna i lepiej doprawić niż być zawiedzionym za dużą ilością przypraw.
Po ostudzeniu komosy mieszamy wszystkie składniki i serwujemy w temperaturze pokojowej.
Z doświadczenia i opinii znajomych podpowiem Wam że jest to wyśmienite danie na drugi, trzeci dzień po zmieszaniu. Oczywiście można spożyć go od razu, ale jego bogate walory smakowe po "dłuższym wiązaniu";) pozwalają nam na wcześniejsze przygotowanie sałatki na przykład na przyjęcie.
Doskonale sprawdza się z pieczonym mięsem (schab, indyk).
W wersji bez cebulki jest jednym z moich ulubionych dań, które zabieram do pracy.
Kilka listków mięty również fantastycznie się tu wkomponuje.
Jak wspominałam, kilkakrotnie ten przepis modyfikowałam.
Na przykład słodkie ziemniaki...
4 łyżeczki octu jabłkowego
2 łyżeczki miodu
1/4 łyżeczki soli
1/4 łyżeczki mielonego czarnego pieprzu
1/2 łyżeczki mielonego kminku
1/2 łyżeczki mielonego cynamonu
1/3 szklanki suszonych owoców żurawiny
4 zielone cebulki, drobno pokrojone (ewentualnie szczypiorek)
Komosę gotujemy z dwoma szklankami wody. Od momentu zagotowania na wolnym ogniu ok 15 min. lub do czasu kiedy nasiona wchłoną wodę. Zdejmujemy z ognia i przykrytą ostawiamy nawet do 3 godzin. Po takim czasie jest "sypka". Idealna do sałatki.
W czasie kiedy gotujemy komosę, pieczemy w piekarniku pokrojonego w kostkę słodkiego ziemniaka.
Przyznam iż "zastąpiłam" to pieczenie gotowaniem na parze. Następnie przyrumieniłam lekko z oliwą na patelni.
Orzeszki piniowe trzeba lekko zrumienic na suchej patelni.
Z pozostałych składników robimy sos. Czyli mieszamy oliwę z oliwek, ocet, miód, sól, pieprz, kminek i cynamon.
Proporcje z przepisu dają bardzo delikatny efekt. Już za drugim podejściem podwoiłam ilość składników do sosu.
Uważam jednak że to sprawa indywidualna i lepiej doprawić niż być zawiedzionym za dużą ilością przypraw.
Po ostudzeniu komosy mieszamy wszystkie składniki i serwujemy w temperaturze pokojowej.
Z doświadczenia i opinii znajomych podpowiem Wam że jest to wyśmienite danie na drugi, trzeci dzień po zmieszaniu. Oczywiście można spożyć go od razu, ale jego bogate walory smakowe po "dłuższym wiązaniu";) pozwalają nam na wcześniejsze przygotowanie sałatki na przykład na przyjęcie.
Doskonale sprawdza się z pieczonym mięsem (schab, indyk).
W wersji bez cebulki jest jednym z moich ulubionych dań, które zabieram do pracy.
Kilka listków mięty również fantastycznie się tu wkomponuje.
Jak wspominałam, kilkakrotnie ten przepis modyfikowałam.
Na przykład słodkie ziemniaki...
zastąpiłam żółtymi buraczkami. Dodają równie piękny kolor sałatce i są także delikatnie słodkie.
Niedawno wspominałam o moim eksperymencie z kwiatami cukinii. Niedługo po nim moją uwagę zwróciły inne kwiaty, jakie można nabyć na straganie z sałatami. Są to kwiaty nasturcji.
Gdy ich skosztowałam pierwszy raz, skojarzyłam je z ogniem! Sa delikatnie pikantne i troszkę pięką w język i do tego te żółto - pomarańczowe odcienie! Bynajmniej nie jest to jednak siła pieczenia na miare sosu tabasco!
Sałatka z dodatkiem kwiatów sprawia iż nawet codzienny obiad prezentuje się wykwintnie.
W takich sałatkach wystarczy mi kilka kropel oliwy i soku z cytryny...
Przymusowy urlop sprawił, że na polu robótkowym coś się działo:) Teraz czekam na odrobinę korzystnego światła, aby zrobić przyzwoite zdjęcia. Niedługo zasypię Was nowymi tworkami;)
Pozdrawiam serdecznie!
Kolejne nowości! Ale, że kwiaty? Ciekawe to wszystko ciekawe ;) a kompozycje jak zwykle rewelacyjne!
OdpowiedzUsuńWygląda apetycznie. Jedno pytanie mam: jak już zastąpiłaś słodkiego ziemniaka żółtym burakiem, to czym można zastąpić żółtego buraka? ;-) Przyznam się: pytam z lenistwa, bo nie chce mi się ganiać po sklepach za egzotycznymi warzywami.
OdpowiedzUsuńDziekuj Maga:)
OdpowiedzUsuńAga! Postawiłaś mi wyzwanie:) Czeka mnie zatem kolejny eksperyment. Zakładam że będzie to marchewka i korzeń białego selera. Z tym że seler spróbuję jako pierwszy:)
musze w koncu kupic, bo u mnie ciagle kuskus i kuskus :)
OdpowiedzUsuńPodobno zdrowsza ta quinoa od kuskusa. Zachecam:)
UsuńOj, widzę, że mamy całkiem inne upodobania kulinarne :).
OdpowiedzUsuńChoć zdjęcia mnie zachwycają, to składniki już nie bardzo :).
Chociaż mi taka zdrowa żywność też by się przydała, a szczególnie mojej wadze hihi.
Czasem trzeba sie przelamac I sprobowac czegos nowego. Mozna sie mile zaskoczyc I do tego wyjdzie nam na zdrowie:)
UsuńTo mnie tym wpisem zmobilizowałaś! Muszę wypróbować koniecznie.
OdpowiedzUsuńI znów zdziwienie - ostatnio fioletowe ziemniaki a dziś żółte buraki! :)) Jak zwykle ciekawam jak smakują?
Buziaki
Zolte buraczki smakuja tak jak tradycyjne. Moze ciut lagodniejszy smak maja. Koniecznie daj znac czy Ci ziarenka komosy posmakowaly!
Usuńnormalnie u ciebie człowiek uczy się jak wygląda "ciekawostka" kulinarna: granatowe ziemniaki, żółte buraki. A kwiaty - pycha, szkoda, że u nas nie do kupienia. czekam na nowe fotki z robotkowania
OdpowiedzUsuńjak widać człowiek uczy się całe życie:) wszystko chętnie bym spróbowała:)
OdpowiedzUsuńMiędzy innymi dlategi uwielbiam do Ciebie zaglądać :) Inspiruję się ku;inrnie, cieszę oczy, karmię duszę :D
OdpowiedzUsuńO mniam jak smakowicie :)
OdpowiedzUsuńNastępny bardzo ciekawy post - ten z fioletowymi ziemniakami mnie zwalił z krzesła;) Dzisiaj kolejne kuchenne ciekawostki - komosę znam ale tę kwitnącą z ogródka,o komosie ryżowej pierwsze słyszę ale za to znam i jadłam żółte buraki;)Nie próbowałam kwiatów nasturcji choć wiem że są jadalne.Podziwiam te Twoje eksperymenty kulinarne:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko:)
Jakie smakowite zdjęcia. Wszystko wygląda przepysznie :)
OdpowiedzUsuńDziekuje Kobitki:)
OdpowiedzUsuńSałatkę założyłam w zakładkę z przepisami, wypróbuję. Kwiatków nasturcji też jeszcze nie jadłam :)
OdpowiedzUsuń